"Wigilia tuż tuż, a pierniczki jeszcze nie gotowe" - pomyślałam rano,
mając tę możliwość z racji, że świat się nie skończył. Wstałam,
wyprowadziłam zniecierpliwionego Kłaka i wyjęłam z lodówki zagniecione
wczoraj wieczorem aromatyczne pierniczkowe ciasto. Wałkowanie,
wykrawanie, pieczenie, wałkowanie, wykrawanie, pieczenie i tak do 17:00.
Efekt oraz przepis poniżej. Pozostało jeszcze udekorować. Podobnie jak
choinkę, która póki co w niepełnej krasie mruga światełkami.
Oprócz tego z własnej i nieprzymuszonej woli dodałam: ok. 3 łyżek mąki żytniej, świeżo starty cynamon, świeżo startą gałkę muszkatołową oraz zagotowane z masłem i odrobiną wody świeże ziarenka z laski wanilii.
3/4 kg mąki zmieszać z przyprawami i kakao. Zagotować miód (nie gotowałam, traci wtedy swoje zdrowotne właściwości, po prostu rozpuściłam). W garnuszku zbrązowić, mieszając, 80 g cukru, zalać połową szklanki wody, zmieszać i wlać tak powstały karmel do mąki. Dodać resztę cukru, roztrzepane jaja i masło. Zmieszać, zagnieść. Pozostałe ćwierć kg mąki służy do podsypywania ciasta przy ugniataniu. Zagniecione do gładkości ciasto może dojrzewać przez tydzień, najlepiej w lodówce. Potem: rozwałkować na 1/2 cm i wykrawać wzorki. Piec w temp. 175-180 st. C (nie wiem, jak długo - tak, aby nie spalić). :):):)
PS. Moje ciasto leżakowało jedną noc, chociaż ostatnio dojrzewało przez tydzień w glinianej doniczce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz